poniedziałek, 7 października 2013

Rozdział 5

- Profesorze Black! –Wołał drugoroczny Gryfon. – Profesorze! –Mimo, iż Syriusz był teraz na zajęciach ciałem to nie był duchem. Bowiem jego myśli całkiem zawładnęła dziewczyna o kasztanowych oczach i anielskim uśmiechu. Widział go dzisiaj tyle razy i był spowodowany przez niego samego, co dla Blacka było powodem do dumy. - Halo?! Stało się coś profesorze? –Do swojego kolegi dołączyła inna uczennica.
- Nie dziecko. Słucham cię Simon. –Otrząsnął się profesor.
- Dokładnie 2 minuty temu był dzwonek, a pan przez cały ten czas patrzy się w przestrzeń z nie obecnym wyrazem twarzy. -Mówił chłopiec patrząc na zegarek.
- Oj, tak, przepraszam was jestem dzisiaj roztargniony. Wasze pracę proszę złożyć na biurku i do zobaczenia po weekendzie. –Rzucił na pożegnanie wychodzącym uczniom. Kiedy sala była już pusta i Syriusz spokojnie rozsiadł się przed biurkiem, do klasy wleciał Feniks, patronus Albusa Dumbledora.
„Oczekuję ciebie w gabinecie, Syriuszu? Teraz.” –Powiedział głosem dyrektora. Rozłożywszy swe skrzydła rozpłyną się w powietrzu zostawiając po sobie kilka srebrno niebieskich iskier. Łapa szybko zamknął klasę i ruszył do gabinetu Albusa. Wchodząc po schodach Syriusz usłyszał potężny głos innego gościa w gabinecie. Obawiał się najgorszego i, kiedy wszedł okazało się, że się nie mylił.
- Już jesteś Syriusz. Proszę cię usiądź.
- Nie, wolę postać. –Odpowiedział mierząc wzrokiem Nietoperza z Lochów wpatrującego się pustym wzrokiem w padający śnieg za oknem.
- Może czekoladową jagódkę -zapytał z uśmiechem starzec wyciągający półmisek pełny czekoladowych jagód.
- Proszę cię Albusie, mów, po co kazałeś mi się tu stawić. –Zapytał zdenerwowany już Black.
- Jeżeli chcesz się dowiedzieć musisz najpierw posłuchać mojej pierwszej prośby i usiąść. –Nalegał profesor. Ten nie chętnie usiadł na fotel koło regału z książkami.
- To, co się teraz dowiesz może wydać się nie dorzeczne, ale uprzedzam cię, że to jedyne wyjście. -Mówił Albus siadając koło świeżego profesora. Dyrektor podrapał się z zastanowieniem.
- No mów! –Warknął zniecierpliwiony.
- Chodzi o Hermionę... -Syriuszowi zrobiło się gorąco. - Severus dostał za zadanie, aby ją przyprowadzić do Czarnego Pana. –Black wstał oburzony.
- Hermionę?! Ale, na co mu taka niewinna, młoda dziewczyna?! –Wykrzyczał wściekły.
- Tego właśnie próbujemy się dowiedzieć. –Mówił nadal spokojnie Dumbledore.
- A ten dupek pewnie szybciutko zabierze dziewczynę do Niego? –Skierował się do Snape’a, który nadal stał wpatrując się w pogodę za oknem.
- Nie ma innego wyjścia. Na razie, to jest najlepsze.
- Najlepsze?! -Krzyknął. – Chyba dla was najlepsze, bo nie wiem jak dla Hermiony.
- Musisz się uspokoić Syriuszu. –Ciągnął dalej starzec.
- Uspokoić?! W takiej sytuacji?! Jesteście kompletnie bez uczuciowi w stosunku do tej dzie…
- Przestań się mazać Black. –Warknął Snape stając tuż przed, nim. Trwała walka na spojrzenia, gdy wreszcie w gabinecie zabrzmiał basowy głos. – Widzę, że jesteś mało doinformowany Black. Panna Granger jest potrzebna Czarnemu Panu do jakiegoś rytuału, ale jeszcze nie dowiedziałem się, do jakiego. –Tłumaczył odwracając się lekceważąco do niego plecami.
- Patrz mi w oczy jak do mnie mówisz, tchórzu. –Szarpnął go za ramię.
- Jak mnie nazwałeś?! –Wysyczał prosto w jego przystojną twarz.
- Tchórz. Boisz się, Voldemorta bo jeżeli nie to byś ochronił tą biedną dziewczynę.
- Ta szlama nic dla mnie nie znaczy. -Warknął.
- No chyba się mylisz Smarkerusie. –Zakpił Łapa.
- O co ci się rozchodzi, Black?
- Nie wiem jak ty wyglądasz, kiedy kłamiesz, ale wiem jak wygląda Hermiona, kiedy kłamie. -Snape zmierzył go pytającym wzrokiem. - Przy okazji wczoraj byłem przy waszej małej sprzeczce. -Zachichotał. – Tak, tylko nie pozornie miałem przy sobie pelerynę niewidkę mojego chrześniaka. -Teraz już zaśmiał się Severusowi prosto w twarz. Ten spojrzał na niego wzrokiem, przez, który powinien już stanąć w płomieniach i powiedział:
- Więc dobrze wiesz, że ona jest dla mnie tylko szlamą. -Powiedział z miną zwycięzcy. Żaden jednak z tej dwójki nie wiedział, że całemu temu zajściu przygląda się Hermiona. Stała jak wryta patrząc swoimi wielkimi oczami, które już błyszczały od tamujących łez. Mężczyźni odwrócili się wtedy, kiedy dziewczyna wypuściła głośno powietrze.
- Her… Granger! –Szepnął w jej stronę, Severus.
- A nie przypadkiem, SZLAMA?! -Krzyknęła, przy czym momentalnie z jej oczu popłynęły gorzkie łzy. Wybiegła z gabinetu dyrektora. Obaj mężczyźni ruszyli za nią w pogoń, ale jeden z nich zatrzymał drugiego i powiedział.
- „Więc dobrze wiesz, że ona jest dla mnie tylko szlamą”, co? –Zacytował Łapa zatrzymując Tłusto włosego i ruszając samemu w bieg za dziewczyną.
Czarnowłosy Bóg z Asgardu kierował się pod drzwi wyjściowe Hogwartu. Czekała na niego tam jasnowłosa.
- Witaj Loki, jestem Luna. -Przywitała się wesoło podając mu dłoń. Ten wziął drobną dłoń Krukonki i pocałował jej wierzch. Luna wyraźnie zakłopotana tylko ukłoniła się w podziękowaniu. Otworzyli drzwi i ruszyli w drogę.
- Wiesz mama kiedyś opowiadała mi o Moście Tęczowym i przemierzających na, nim Thora ze swoją grupą wojaków. To prawda? –Spytała zaciekawiona.
- Tak prawda. Tylko nie nazwałbym tej bandy błaznów grupą wojaków. -Zażartował.
- Dlaczego nie? –Spytała poważnie.
- Jeżeli mam mówić szczerze to Wolstarn, to zwykła maszyna do jedzenia, Hogun wielbi swoje bronie no, a Fandral to istny Narcyz. –Tłumaczy Loki.
- Dlaczego tak o nich mówisz? –Dziewczyna nie dowierzała, co słyszy.
- Bo to prawda kochanie. -Posłał jej jeden ze swoich powalających uśmiechów. Ku zdziwieniu Lokiego Krukonka ani nie poczerwieniała ani nie zbladła tylko odwzajemniła uśmiech. Można przyznać, że już bardziej Loki zareagował na jej uśmiech niż ona na jego.
- Idziemy do Zakazanego Lasu, mówił ci dyrektor o naszej misji?
- Wiem, tylko, że będę pracował z nie, jaką Luną Lovegood. –Mówił kierując się za Krukonką.
- Och, to, jak będziemy na miejscu to wszystko ci wytłumaczę. –Szli przez błonia, po drodze spotkali nawet Hagrida, który dziwił się, że taki chudy chłopiec nie łamię się w pół. Na co Loki zareagował głośnym warknięciem i jak najszybszym odejściem od wielkoluda. Wreszcie doszli do Zakazanego Lasu i zatrzymali się na polance, w głębi Lasu. Krukonka usiadła w głębi konaru drzewa, a Asgardczyk oparł się o wystający pień naprzeciw. Przez dłuższą chwilę panowała cisza, bo Luna wesoło wpatrywała się w zachód słońca. Kiedy ognista kula zniknęła z punktu widokowego Luna zaczęła tłumaczyć swojemu towarzyszowi cel misji.
- Będziemy pracować razem ze zwierzętami z Zakazanego Lasu. Pomagać, im i inne tego typu rzeczy. –Znowu uśmiechnęła się do niego z, byle powodu. Lokiemu podobał się jej uśmiech. - Słyszałam, że jesteś zdolnym czarownikiem i jakby w razie jakiegoś problemu mógłbyś nas ochronić. Prawda? -Wtedy na śniegu zaczęły wygłębiać się dziury, które później uformowały serce. Serce lewitowało do góry i wylądowało na dłoniach dziewczyny. Na ten widok w oczach dziewczyny pojawiły się wesołe błyski.
- Och, to piękne. -Westchnęła.
- Tak jak ty, kochanie. -Powiedział Loki uśmiechając się. Na jego bladych policzkach pojawiły się rumieńce z zimna.
– Będziemy się spotykać, co tydzień o tej samej godzinie pod drzwiami szkoły i szli na tą polankę. Tutaj będziemy zaczynać poszukiwania zwierząt i innych zjawisk, dobrze?
- Jasne rozumiem. -Odpowiedział zielonooki.
- To dobrze. -Powiedziała i znów dała się porwać zamyśleniu. Przez chwilę znów stali w ciszy, ale, wtedy młoda uczennica dostał zimną kulą prosto w głowę. –Auć! –Pisnęła. Wstała rozglądała się na wszystkie strony za sprawcą, ale znów dostała śnieżką tym razem w brzuch. Wtedy ujrzała ślizgona śmiejącego się kilka metrów przed nią. Luna wzięła szybko śnieg, ulepiła twardą kulę i rzuciła prosto w głowę Lokiemu.
- Nie taki z ciebie Bóg! –Zażartowała w jego kierunku. Zrozumiała, że to był błąd dopiero wtedy, kiedy Loki użył mocy i ulepił równocześnie ponad 5 kulek i rzucił w kierunku dziewczyny ta upadła. Zmartwiony czarnowłosy podbiegł do niej i ukucnął pytając czy nic się nie stało. Jednak Luna była cała, bo nie zdążył się zorientować, kiedy złapała go za ramiona i przeciągnęła na śnieg tak, ze teraz ona siedziała na jego brzuchu okrakiem śmiejąc się z niego. Ten korzystając z chwili nie uwagi dziewczyny wziął śnieżkę i wytarł ją w bladą twarz Luny. Teraz rolę się odwrócił i to on siedział na niej okrakiem. Trwała cisza patrzyli sobie w oczy z nieodgadnionym uczuciem. Ona szukała odpowiedzi swoimi szarymi oczami, a on wpatrywał się w nią swoimi szmaragdowymi oczami. Chłopak opadł obok Krukonki, a kiedy odwrócili się, by spojrzeć przez przypadek musnęli się wargami. Loki widząc spojrzenie swojej nowo poznanej koleżanki przybliżył swoje usta czekając na ruch blondynki. Ta z zaciekawieniem podjęła się wyzwania i znów lekko musnęła jego wargi. Ten uznając to za wyzywanie pocałował blondynkę, zanim zdołała się sprzeciwić. Kiedy oderwali się od siebie szare oczy błądziły po twarzy Boga doszukując się jakiś emocji, aż w końcu ona przejęła inicjatywę i wbiła się w usta kolegi. Teraz całowali się namiętnie powoli tracąc oddech. Loki musnął językiem dolną wargę Krukonki prosząc o zaproszenie, a ta rozchyliła swoje usta dając mu wejście. Ona wyszła mu naprzeciw, a ich języki zaczęły taniec namiętności. Nie przeszkadzało, im to, że leża na lodowatym śniegu ogrzewali się nawzajem. Dopiero po krótkiej chwili mogli już spokojnie oddychać. Loki wstał z ziemi i pomógł swojej koleżance. Ta dalej zdziwiona oddała się dłonią Boga. Wziął ją pod ramię i zaczęli powoli wracać do Hogwartu. Szli przez las patrząc w gwiazdy na granatowym niebie. Ciszę przerwała jasnowłosa.
- Co to było? –Spytała zaciekawiona.
- Spadająca gwiazda, kochana.- Pomasował jej chłodną dłoń swoją dłonią.
- Nie mam na myśli tego, chodzi mi o to, co się stało na polanie.
- No, nie wiem może ty mi to wytłumaczysz, kochana. -Puścił oko nadal zdezorientowanej Krukonce.
- Mi to przypominało jakąś scenę zakochanych, z filmu. -Zażartowała.
- No to niech tak będzie, kochanie. –Ucałował ją w Polik i otworzył drzwi przepuszczając ją przodem.
Rozdzielili się przed drzwiami. Ślizgon przez cały czas nie spuszczał wzroku z dziewczyny, aż zniknęła za rogiem. Po czym skierował się do lochów z uśmiechem pod nosem.
- Mam nadzieje, że już nie będziesz się zadręczała tym dupkiem. –Mówił Łapa, starając się pocieszyć Hermione, siedząc koło niej na ławce oplatając ją ramieniem. –Wiesz mi on nie jest wart twoich łez. -Mówił dalej. Powoli Hermione zaczęło to irytować, od dłuższego czasu siedząc tu. Ona wtulona w jego tors a on obejmuję ją ramieniem. Na początku siedzieli tak w ciszy, później Black zaczął ją pocieszać. Nie chciała tego wolała posiedzieć w ciszy, która pozwalała jej na uporządkowanie myśli. Wtedy kontem oka zobaczyła jak w ich stronę zmierza Mistrz Eliksirów. Syriusz był tak wciągnięty w wypowiadane słowa, że go nie zauważył. Wtedy do głowy młodej Gryfonki wpadła myśli.
- Bo wiesz… to nie jest warte tego co ty... -Poczuł ciepłe wargi Gryfonki na swoich, a kiedy wchłoną się w ten niespodziewany pocałunek poczuł smak malinowej szminki Hermiony. Nie zastanawiał się, czemu go całuje, bo najważniejsze jest to, że on wreszcie może poczuć jej smak. Widziała kontem oka jak Snape zatrzymuję się przed nimi wpatrując się w nich z szokiem. Teraz musiała szybko przerwać i spojrzeć mu w oczy. Zobaczyć jego reakcje. Skorzystała z odwrócenia głowy profesora i dokleiła się od Łapy. Spojrzała w jego czarne oczy i ujrzała łzę. ”Czekajcie.”- Myślała.- „Łzę?! Spodziewałam się wściekłości i obrzydzenia, ale łza?! Dlaczego łza, czyżby go to bolało?”
- Witaj Severusie. -Zakpił Black dumny z pocałunku. Na to Mistrz Eliksirów zmierzył parę wrogim spojrzeniem i ruszył szybkim krokiem w kierunku lochów. Hermiona nie mogła uwierzyć, że za, nim poszła. Ledwo dotrzymała mu kroku, ale, kiedy była już blisko pędzącego Severusa ten skręcił do swojego gabinetu i zatrzasnął drzwi Gryfoncę przed nosem. Próbowała wejść, ale widocznie nałożył na te drewniane drzwi mnóstwo silnych zaklęć, których Hermiona nie mogła złamać. Zrezygnowana sunęła się po ścianie obok nie wiedzieć, czemu zaczęła płakać
Po drugiej stronie ściany głupi staruch zalewał się Ognistą Whisky.
- Dlaczego to tak boli, co? –Gadał do w połowie pustej butelki.
- Ona ci nie odpowie Severusie. -Odezwał się głos za, nim.
- Czy pozwoliłem ci tu wejść Minerwo? –Chrząknął.
- Zostaw to Severus! –Upomniała go, gdy łykał kolejną porcję Ognistej.
- A, kto mi zabroni? –Zakpił.
- Ja. -Powiedziała zabierając butelkę Ognistej, zaklęciem z rąk upitego Snape’a do swoich.
- Oddaj... -Ledwo wstał z kanapy i już witał się z podłogą.
- Jak ty wyglądasz Severusie, nie wstyd ci przed tą młodą kobietą, którą znalazłam przed twoimi drzwiami? –Powiedziała odsuwając się dając widok Severusowi na Hermione. Na jej policzkach były zaschnięte strużki łez.
- Tttso pre-prze ze mnie-ie. -Wybełkotał w jej stronie próbując nie udolnie wstać. Gdy miał znów pocałować się z podłogą Gryfonka podbiegła do swojego profesora i podpierając go skierowała na kanapę.
- Ta ja was zostawię. -Szepnęła opiekunka Gryffindoru wychodząc z gabinetu Mistrza Eliksirów.
- Podejdź. -Wyszeptał do dziewczyny, a ta usiadła koło niego na sofie. Severus nie udolnie złapał dziewczynę za dłoń i uścisnął ją. –Przeze mnie –mówił - To moja wina. -Karcił siebie zasłaniając twarz dłońmi ze wstydu.
- Profesorze proszę się nie obwiniać, oboje zawiniliśmy. -Mówiła Gryfonka. Severus odsłonił twarz i spojrzał w kasztanowe oczy.
- Masz piękne oczy wiesz? –Powiedział, po czym jak nastolatek zaśmiał się przytulając się do dłoni Gryfonki.
- O tak zdecydowanie za dużo pan wypił. -Powiedziała głaszcząc drugą ręką jego włosy. Nie wiedziała dlaczego to zrobiła, ale, kiedy Sewerus wzdrygnął się po odczuciu dotyku speszyła się i szybko odstawiła rękę od twarzy profesora.
- Zostań ze mną. -Mówił.
- Ja chyba muszę wracać. -Wstała chcąc wychodzić, ale profesor pociągnął ją za rękę, tak, że wylądowała na, nim.

- Zostań. -Powiedział stanowczo. Dziewczyna nie mogła się opierać i zdołała tylko wrócić do pozycji siedzącej. Po prawie godzinie dziewczynie zaczęło robić się ciemno przed oczami, ale uścisk profesora nie zelżał. Dopiero, kiedy Hermiona dotknęła wolną dłonią twarzy Sewerusa uścisk zelżał. Mogła spokojnie wrócić do swojego dormitorium. Z trudem szepnęła profesorowi do ucha „Dobranoc” i opuściła jego gabinet. W Pokoju Wspólnym nie było nikogo, a kiedy spojrzała na zegarek spostrzegła, iż jest już po północy na palcach skierowała się do sypialni dziewcząt i usiadła na łóżku. Wszystkie jej koleżanki już spały, a ona przebrała się i nie udolnie próbowała zasnąć.  

5 komentarzy:

  1. Hej!
    Czytam Twojego bloga od niedawna, aczkolwiek fabuła jest dość interesująca. Popełniasz sporo błędów, (nie będę już ich wypominać, ale twoja Beta powinna się nimi zainteresować).

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam twojego bloga i pomysł na fabułę, jest oryginalny. Widzę że połączyłaś HP z MARVELEM i to mi się bardzo podoba. Błędy faktycznie są, niektóre większe inne mniejsze, lecz kto ich nie popełnia. W końcu najważniejszy jest pomysł, a nad resztą da się popracować.
    Właśnie zyskałaś stałego czytelnika, który czeka na następny rozdział ;3
    Życzę dużo weny
    serdecznie zapraszam do czytania i komentowania mojego bloga >http://ktomniejeszczezostawisevmione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już czytałam twojego i jest bardzo bardzo ciekawy :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń