- Profesorze Black! –Wołał drugoroczny Gryfon. – Profesorze!
–Mimo, iż Syriusz był teraz na zajęciach ciałem to nie był duchem. Bowiem jego
myśli całkiem zawładnęła dziewczyna o kasztanowych oczach i anielskim uśmiechu.
Widział go dzisiaj tyle razy i był spowodowany przez niego samego, co dla
Blacka było powodem do dumy. - Halo?! Stało się coś profesorze? –Do swojego
kolegi dołączyła inna uczennica.
- Nie dziecko. Słucham cię Simon. –Otrząsnął się profesor.
- Dokładnie 2 minuty temu był dzwonek, a pan przez cały ten
czas patrzy się w przestrzeń z nie obecnym wyrazem twarzy. -Mówił chłopiec
patrząc na zegarek.
- Oj, tak, przepraszam was jestem dzisiaj roztargniony.
Wasze pracę proszę złożyć na biurku i do zobaczenia po weekendzie. –Rzucił na
pożegnanie wychodzącym uczniom. Kiedy sala była już pusta i Syriusz spokojnie
rozsiadł się przed biurkiem, do klasy wleciał Feniks, patronus Albusa
Dumbledora.
„Oczekuję ciebie w gabinecie, Syriuszu? Teraz.” –Powiedział
głosem dyrektora. Rozłożywszy swe skrzydła rozpłyną się w powietrzu zostawiając
po sobie kilka srebrno niebieskich iskier. Łapa szybko zamknął klasę i ruszył
do gabinetu Albusa. Wchodząc po schodach Syriusz usłyszał potężny głos innego
gościa w gabinecie. Obawiał się najgorszego i, kiedy wszedł okazało się, że się
nie mylił.
- Już jesteś Syriusz. Proszę cię usiądź.
- Nie, wolę postać. –Odpowiedział mierząc wzrokiem
Nietoperza z Lochów wpatrującego się pustym wzrokiem w padający śnieg za oknem.
- Może czekoladową jagódkę -zapytał z uśmiechem starzec wyciągający
półmisek pełny czekoladowych jagód.
- Proszę cię Albusie, mów, po co kazałeś mi się tu stawić.
–Zapytał zdenerwowany już Black.
- Jeżeli chcesz się dowiedzieć musisz najpierw posłuchać
mojej pierwszej prośby i usiąść. –Nalegał profesor. Ten nie chętnie usiadł na
fotel koło regału z książkami.
- To, co się teraz dowiesz może wydać się nie dorzeczne, ale
uprzedzam cię, że to jedyne wyjście. -Mówił Albus siadając koło świeżego
profesora. Dyrektor podrapał się z zastanowieniem.
- No mów! –Warknął zniecierpliwiony.
- Chodzi o Hermionę... -Syriuszowi zrobiło się gorąco. -
Severus dostał za zadanie, aby ją przyprowadzić do Czarnego Pana. –Black wstał
oburzony.
- Hermionę?! Ale, na co mu taka niewinna, młoda dziewczyna?!
–Wykrzyczał wściekły.
- Tego właśnie próbujemy się dowiedzieć. –Mówił nadal
spokojnie Dumbledore.
- A ten dupek pewnie szybciutko zabierze dziewczynę do
Niego? –Skierował się do Snape’a, który nadal stał wpatrując się w pogodę za
oknem.
- Nie ma innego wyjścia. Na razie, to jest najlepsze.
- Najlepsze?! -Krzyknął. – Chyba dla was najlepsze, bo nie
wiem jak dla Hermiony.
- Musisz się uspokoić Syriuszu. –Ciągnął dalej starzec.
- Uspokoić?! W takiej sytuacji?! Jesteście kompletnie bez
uczuciowi w stosunku do tej dzie…
- Przestań się mazać Black. –Warknął Snape stając tuż przed,
nim. Trwała walka na spojrzenia, gdy wreszcie w gabinecie zabrzmiał basowy
głos. – Widzę, że jesteś mało doinformowany Black. Panna Granger jest potrzebna
Czarnemu Panu do jakiegoś rytuału, ale jeszcze nie dowiedziałem się, do
jakiego. –Tłumaczył odwracając się lekceważąco do niego plecami.
- Patrz mi w oczy jak do mnie mówisz, tchórzu. –Szarpnął go
za ramię.
- Jak mnie nazwałeś?! –Wysyczał prosto w jego przystojną
twarz.
- Tchórz. Boisz się, Voldemorta bo jeżeli nie to byś
ochronił tą biedną dziewczynę.
- Ta szlama nic dla mnie nie znaczy. -Warknął.
- No chyba się mylisz Smarkerusie. –Zakpił Łapa.
- O co ci się rozchodzi, Black?
- Nie wiem jak ty wyglądasz, kiedy kłamiesz, ale wiem jak
wygląda Hermiona, kiedy kłamie. -Snape zmierzył go pytającym wzrokiem. - Przy
okazji wczoraj byłem przy waszej małej sprzeczce. -Zachichotał. – Tak, tylko
nie pozornie miałem przy sobie pelerynę niewidkę mojego chrześniaka. -Teraz już
zaśmiał się Severusowi prosto w twarz. Ten spojrzał na niego wzrokiem, przez,
który powinien już stanąć w płomieniach i powiedział:
- Więc dobrze wiesz, że ona jest dla mnie tylko szlamą.
-Powiedział z miną zwycięzcy. Żaden jednak z tej dwójki nie wiedział, że całemu
temu zajściu przygląda się Hermiona. Stała jak wryta patrząc swoimi wielkimi
oczami, które już błyszczały od tamujących łez. Mężczyźni odwrócili się wtedy,
kiedy dziewczyna wypuściła głośno powietrze.
- Her… Granger! –Szepnął w jej stronę, Severus.
- A nie przypadkiem, SZLAMA?! -Krzyknęła, przy czym
momentalnie z jej oczu popłynęły gorzkie łzy. Wybiegła z gabinetu dyrektora.
Obaj mężczyźni ruszyli za nią w pogoń, ale jeden z nich zatrzymał drugiego i
powiedział.
- „Więc dobrze wiesz, że ona jest dla mnie tylko szlamą”,
co? –Zacytował Łapa zatrzymując Tłusto włosego i ruszając samemu w bieg za
dziewczyną.
Czarnowłosy Bóg z Asgardu kierował się pod drzwi wyjściowe
Hogwartu. Czekała na niego tam jasnowłosa.
- Witaj Loki, jestem Luna. -Przywitała się wesoło podając mu
dłoń. Ten wziął drobną dłoń Krukonki i pocałował jej wierzch. Luna wyraźnie
zakłopotana tylko ukłoniła się w podziękowaniu. Otworzyli drzwi i ruszyli w
drogę.
- Wiesz mama kiedyś opowiadała mi o Moście Tęczowym i
przemierzających na, nim Thora ze swoją grupą wojaków. To prawda? –Spytała
zaciekawiona.
- Tak prawda. Tylko nie nazwałbym tej bandy błaznów grupą
wojaków. -Zażartował.
- Dlaczego nie? –Spytała poważnie.
- Jeżeli mam mówić szczerze to Wolstarn, to zwykła maszyna
do jedzenia, Hogun wielbi swoje bronie no, a Fandral to istny Narcyz. –Tłumaczy
Loki.
- Dlaczego tak o nich mówisz? –Dziewczyna nie dowierzała, co
słyszy.
- Bo to prawda kochanie. -Posłał jej jeden ze swoich
powalających uśmiechów. Ku zdziwieniu Lokiego Krukonka ani nie poczerwieniała
ani nie zbladła tylko odwzajemniła uśmiech. Można przyznać, że już bardziej
Loki zareagował na jej uśmiech niż ona na jego.
- Idziemy do Zakazanego Lasu, mówił ci dyrektor o naszej
misji?
- Wiem, tylko, że będę pracował z nie, jaką Luną Lovegood.
–Mówił kierując się za Krukonką.
- Och, to, jak będziemy na miejscu to wszystko ci
wytłumaczę. –Szli przez błonia, po drodze spotkali nawet Hagrida, który dziwił
się, że taki chudy chłopiec nie łamię się w pół. Na co Loki zareagował głośnym
warknięciem i jak najszybszym odejściem od wielkoluda. Wreszcie doszli do
Zakazanego Lasu i zatrzymali się na polance, w głębi Lasu. Krukonka usiadła w
głębi konaru drzewa, a Asgardczyk oparł się o wystający pień naprzeciw. Przez
dłuższą chwilę panowała cisza, bo Luna wesoło wpatrywała się w zachód słońca.
Kiedy ognista kula zniknęła z punktu widokowego Luna zaczęła tłumaczyć swojemu
towarzyszowi cel misji.
- Będziemy pracować razem ze zwierzętami z Zakazanego Lasu.
Pomagać, im i inne tego typu rzeczy. –Znowu uśmiechnęła się do niego z, byle
powodu. Lokiemu podobał się jej uśmiech. - Słyszałam, że jesteś zdolnym
czarownikiem i jakby w razie jakiegoś problemu mógłbyś nas ochronić. Prawda?
-Wtedy na śniegu zaczęły wygłębiać się dziury, które później uformowały serce.
Serce lewitowało do góry i wylądowało na dłoniach dziewczyny. Na ten widok w
oczach dziewczyny pojawiły się wesołe błyski.
- Och, to piękne. -Westchnęła.
- Tak jak ty, kochanie. -Powiedział Loki uśmiechając się. Na
jego bladych policzkach pojawiły się rumieńce z zimna.
– Będziemy się spotykać, co tydzień o tej samej godzinie pod
drzwiami szkoły i szli na tą polankę. Tutaj będziemy zaczynać poszukiwania
zwierząt i innych zjawisk, dobrze?
- Jasne rozumiem. -Odpowiedział zielonooki.
- To dobrze. -Powiedziała i znów dała się porwać zamyśleniu.
Przez chwilę znów stali w ciszy, ale, wtedy młoda uczennica dostał zimną kulą
prosto w głowę. –Auć! –Pisnęła. Wstała rozglądała się na wszystkie strony za
sprawcą, ale znów dostała śnieżką tym razem w brzuch. Wtedy ujrzała ślizgona
śmiejącego się kilka metrów przed nią. Luna wzięła szybko śnieg, ulepiła twardą
kulę i rzuciła prosto w głowę Lokiemu.
- Nie taki z ciebie Bóg! –Zażartowała w jego kierunku.
Zrozumiała, że to był błąd dopiero wtedy, kiedy Loki użył mocy i ulepił
równocześnie ponad 5 kulek i rzucił w kierunku dziewczyny ta upadła. Zmartwiony
czarnowłosy podbiegł do niej i ukucnął pytając czy nic się nie stało. Jednak
Luna była cała, bo nie zdążył się zorientować, kiedy złapała go za ramiona i
przeciągnęła na śnieg tak, ze teraz ona siedziała na jego brzuchu okrakiem
śmiejąc się z niego. Ten korzystając z chwili nie uwagi dziewczyny wziął
śnieżkę i wytarł ją w bladą twarz Luny. Teraz rolę się odwrócił i to on
siedział na niej okrakiem. Trwała cisza patrzyli sobie w oczy z nieodgadnionym
uczuciem. Ona szukała odpowiedzi swoimi szarymi oczami, a on wpatrywał się w
nią swoimi szmaragdowymi oczami. Chłopak opadł obok Krukonki, a kiedy odwrócili
się, by spojrzeć przez przypadek musnęli się wargami. Loki widząc spojrzenie
swojej nowo poznanej koleżanki przybliżył swoje usta czekając na ruch
blondynki. Ta z zaciekawieniem podjęła się wyzwania i znów lekko musnęła jego
wargi. Ten uznając to za wyzywanie pocałował blondynkę, zanim zdołała się
sprzeciwić. Kiedy oderwali się od siebie szare oczy błądziły po twarzy Boga
doszukując się jakiś emocji, aż w końcu ona przejęła inicjatywę i wbiła się w
usta kolegi. Teraz całowali się namiętnie powoli tracąc oddech. Loki musnął
językiem dolną wargę Krukonki prosząc o zaproszenie, a ta rozchyliła swoje usta
dając mu wejście. Ona wyszła mu naprzeciw, a ich języki zaczęły taniec
namiętności. Nie przeszkadzało, im to, że leża na lodowatym śniegu ogrzewali
się nawzajem. Dopiero po krótkiej chwili mogli już spokojnie oddychać. Loki
wstał z ziemi i pomógł swojej koleżance. Ta dalej zdziwiona oddała się dłonią
Boga. Wziął ją pod ramię i zaczęli powoli wracać do Hogwartu. Szli przez las
patrząc w gwiazdy na granatowym niebie. Ciszę przerwała jasnowłosa.
- Co to było? –Spytała zaciekawiona.
- Spadająca gwiazda, kochana.- Pomasował jej chłodną dłoń
swoją dłonią.
- Nie mam na myśli tego, chodzi mi o to, co się stało na
polanie.
- No, nie wiem może ty mi to wytłumaczysz, kochana. -Puścił
oko nadal zdezorientowanej Krukonce.
- Mi to przypominało jakąś scenę zakochanych, z filmu.
-Zażartowała.
- No to niech tak będzie, kochanie. –Ucałował ją w Polik i
otworzył drzwi przepuszczając ją przodem.
Rozdzielili się przed drzwiami. Ślizgon przez cały czas nie
spuszczał wzroku z dziewczyny, aż zniknęła za rogiem. Po czym skierował się do
lochów z uśmiechem pod nosem.
- Mam nadzieje, że już nie będziesz się zadręczała tym
dupkiem. –Mówił Łapa, starając się pocieszyć Hermione, siedząc koło niej na
ławce oplatając ją ramieniem. –Wiesz mi on nie jest wart twoich łez. -Mówił
dalej. Powoli Hermione zaczęło to irytować, od dłuższego czasu siedząc tu. Ona
wtulona w jego tors a on obejmuję ją ramieniem. Na początku siedzieli tak w
ciszy, później Black zaczął ją pocieszać. Nie chciała tego wolała posiedzieć w
ciszy, która pozwalała jej na uporządkowanie myśli. Wtedy kontem oka zobaczyła
jak w ich stronę zmierza Mistrz Eliksirów. Syriusz był tak wciągnięty w
wypowiadane słowa, że go nie zauważył. Wtedy do głowy młodej Gryfonki wpadła
myśli.
- Bo wiesz… to nie jest warte tego co ty... -Poczuł ciepłe
wargi Gryfonki na swoich, a kiedy wchłoną się w ten niespodziewany pocałunek
poczuł smak malinowej szminki Hermiony. Nie zastanawiał się, czemu go całuje,
bo najważniejsze jest to, że on wreszcie może poczuć jej smak. Widziała kontem
oka jak Snape zatrzymuję się przed nimi wpatrując się w nich z szokiem. Teraz
musiała szybko przerwać i spojrzeć mu w oczy. Zobaczyć jego reakcje.
Skorzystała z odwrócenia głowy profesora i dokleiła się od Łapy. Spojrzała w
jego czarne oczy i ujrzała łzę. ”Czekajcie.”- Myślała.- „Łzę?! Spodziewałam się
wściekłości i obrzydzenia, ale łza?! Dlaczego łza, czyżby go to bolało?”
- Witaj Severusie. -Zakpił Black dumny z pocałunku. Na to
Mistrz Eliksirów zmierzył parę wrogim spojrzeniem i ruszył szybkim krokiem w
kierunku lochów. Hermiona nie mogła uwierzyć, że za, nim poszła. Ledwo
dotrzymała mu kroku, ale, kiedy była już blisko pędzącego Severusa ten skręcił
do swojego gabinetu i zatrzasnął drzwi Gryfoncę przed nosem. Próbowała wejść,
ale widocznie nałożył na te drewniane drzwi mnóstwo silnych zaklęć, których
Hermiona nie mogła złamać. Zrezygnowana sunęła się po ścianie obok nie
wiedzieć, czemu zaczęła płakać
Po drugiej stronie ściany głupi staruch zalewał się Ognistą
Whisky.
- Dlaczego to tak boli, co? –Gadał do w połowie pustej
butelki.
- Ona ci nie odpowie Severusie. -Odezwał się głos za, nim.
- Czy pozwoliłem ci tu wejść Minerwo? –Chrząknął.
- Zostaw to Severus! –Upomniała go, gdy łykał kolejną porcję
Ognistej.
- A, kto mi zabroni? –Zakpił.
- Ja. -Powiedziała zabierając butelkę Ognistej, zaklęciem z
rąk upitego Snape’a do swoich.
- Oddaj... -Ledwo wstał z kanapy i już witał się z podłogą.
- Jak ty wyglądasz Severusie, nie wstyd ci przed tą młodą
kobietą, którą znalazłam przed twoimi drzwiami? –Powiedziała odsuwając się
dając widok Severusowi na Hermione. Na jej policzkach były zaschnięte strużki
łez.
- Tttso pre-prze ze mnie-ie. -Wybełkotał w jej stronie
próbując nie udolnie wstać. Gdy miał znów pocałować się z podłogą Gryfonka
podbiegła do swojego profesora i podpierając go skierowała na kanapę.
- Ta ja was zostawię. -Szepnęła opiekunka Gryffindoru
wychodząc z gabinetu Mistrza Eliksirów.
- Podejdź. -Wyszeptał do dziewczyny, a ta usiadła koło niego
na sofie. Severus nie udolnie złapał dziewczynę za dłoń i uścisnął ją. –Przeze
mnie –mówił - To moja wina. -Karcił siebie zasłaniając twarz dłońmi ze wstydu.
- Profesorze proszę się nie obwiniać, oboje zawiniliśmy.
-Mówiła Gryfonka. Severus odsłonił twarz i spojrzał w kasztanowe oczy.
- Masz piękne oczy wiesz? –Powiedział, po czym jak
nastolatek zaśmiał się przytulając się do dłoni Gryfonki.
- O tak zdecydowanie za dużo pan wypił. -Powiedziała
głaszcząc drugą ręką jego włosy. Nie wiedziała dlaczego to zrobiła, ale, kiedy
Sewerus wzdrygnął się po odczuciu dotyku speszyła się i szybko odstawiła rękę
od twarzy profesora.
- Zostań ze mną. -Mówił.
- Ja chyba muszę wracać. -Wstała chcąc wychodzić, ale
profesor pociągnął ją za rękę, tak, że wylądowała na, nim.
- Zostań. -Powiedział stanowczo. Dziewczyna nie mogła się
opierać i zdołała tylko wrócić do pozycji siedzącej. Po prawie godzinie
dziewczynie zaczęło robić się ciemno przed oczami, ale uścisk profesora nie
zelżał. Dopiero, kiedy Hermiona dotknęła wolną dłonią twarzy Sewerusa uścisk
zelżał. Mogła spokojnie wrócić do swojego dormitorium. Z trudem szepnęła
profesorowi do ucha „Dobranoc” i opuściła jego gabinet. W Pokoju Wspólnym nie
było nikogo, a kiedy spojrzała na zegarek spostrzegła, iż jest już po północy na
palcach skierowała się do sypialni dziewcząt i usiadła na łóżku. Wszystkie jej
koleżanki już spały, a ona przebrała się i nie udolnie próbowała zasnąć.
Fajny rozdział :-)
OdpowiedzUsuńHej!
OdpowiedzUsuńCzytam Twojego bloga od niedawna, aczkolwiek fabuła jest dość interesująca. Popełniasz sporo błędów, (nie będę już ich wypominać, ale twoja Beta powinna się nimi zainteresować).
Jasne rozumiem :)
UsuńPrzeczytałam twojego bloga i pomysł na fabułę, jest oryginalny. Widzę że połączyłaś HP z MARVELEM i to mi się bardzo podoba. Błędy faktycznie są, niektóre większe inne mniejsze, lecz kto ich nie popełnia. W końcu najważniejszy jest pomysł, a nad resztą da się popracować.
OdpowiedzUsuńWłaśnie zyskałaś stałego czytelnika, który czeka na następny rozdział ;3
Życzę dużo weny
serdecznie zapraszam do czytania i komentowania mojego bloga >http://ktomniejeszczezostawisevmione.blogspot.com/
Już czytałam twojego i jest bardzo bardzo ciekawy :)
UsuńPozdrawiam :)