wtorek, 21 stycznia 2014

Rozdział 11 cz. 2

Nie wiedziała dokąd ją ciągnie ten dupek, ale miała ochotę mu porządnie walnąć w ten tłusty łeb. Muzyki z wielkiej Sali już nie było słychać. Myślała teraz o osobach, które się śmieją i świetnie bawią. Co prawda nie miała ochoty pójść na ten bal, ale kiedy wiedziała, że będzie tam Syriusz od razu miała chęć, żeby z nim przetańczyć całą noc. Nawet nie dostrzegła tego, że się zatrzymali i ostro runęła na Snape’a całym ciężarem. Oboje spadli na ziemie, a kiedy Hermiona próbowała wstać poczuła straszny ucisk w głowie i co kilka chwil pojawiały się nie znane jej obrazy. Glizdogon jęczący z bólu na jakimś starym dywanie, ale nie mogła bliżej dostrzec, bo obraz zmienił się znowu. Tym razem zobaczyła Bellatrix całującą w policzek Draco Malfoya, a następne co zobaczyła to Nagini wijącą się po podłodze. Kiedy otworzyła oczy zauważyła, że leży na ziemi cała spocona. Snape złapał ją ostro za nadgarstki i przycisnął do ściany.
- Co widziałaś ?!
- Co?... Ja?- Hermiona była bardzo zaskoczona nagłą reakcją Snape’a.
- Nie, wiesz tak sobie myślę, że gadam do ściany! – warknął.
- Widziałam…. Glizdogona, Bellatrix i Dracona no i Nagini.- po Snape’ie nie było nic widać. Nadal miał twarz skamieniałą niczym posąg.
- Odczyń zaklęcie zmiany wyglądu.- zrobiła to co kazał.- Teraz lepiej.- mruknął tak, że Hermiona prawie go nie dosłyszała.
- Teraz weź głęboki wdech.- złapał ją za nadgarstek i po chwili poczuła dziwne uczucie w okolicach pępka, a kiedy otworzyła oczy dostrzegła, że znajduję się pod posiadłością Mafoy’ów.
- Myślałam, że na terenie Hogwartu nie można się teleportować.- Kompletnie ją zignorował i wepchnął do środka wielkiej posiadłości. Czuła się nie swojo w tym domu, a kiedy przechodziła przez korytarz słyszała jęki cierpienia dobiegające zza drzwi przy których przechodziła.
- Nie wiem jak to zrobisz, ale musisz grać, Granger.- wzdrygnęła się gdy usłyszała głos Snape’a w swojej głowie. Spojrzała na niego, ale on wydawał się jeszcze bardziej oschły niż zwykle. Po chwili weszli do jakiegoś salonu, a gdy Hermiona się rozejrzała dostrzegła Voldemorta siedzącego w fotelu za nią. Nigdy nie miała okazji mu się bliżej przyjrzeć, ale teraz dostrzegła w jego oczach błysk kiedy na nią patrzał. Wzdrygnęła się na samą myśl o tym, a kiedy wstał on z fotela i niczym zjawa podszedł do niej poczuła ciarki na plecach.
- Nie masz się czego bać Hermiono.- jego głos był zimny i oschły. Chociaż kiedy wypowiedział jej imię nie mówił tego z obrzydzeniem. Co jest dziwne, bo ona jest szlamą, a ktoś taki jak on gardzi szlamami.
- Och, nie masz się czym martwić. Nie jesteś szlamą.- Hermionie robiło się coraz bardziej słabo. Nie wiedziała co się dzieje. Czuła, że zaraz zwymiotuję na nogi Lorda Voldemorta.
- Jeżeli zechcesz usiąść to ci wszystko powoli wytłumaczę.
- NIE ! .- nie musiała patrzeć za siebie, żeby domyśleć się, że Snape jest na nią wściekły.
- Nie martw się będziemy tylko ty i ja.- wskazał ruchem ręki, żeby wszyscy wyszli. Obróciła głowę do tyłu, żeby spojrzeć na swoją ostatnią deskę ratunku, ale ona z wielką gracją przekraczała próg drzwi.
- Nie mam zamiaru się z tobą przekomarzać, Hermiono.- powiedział już bardziej wściekle. Lecz ona nadal stała jak posąg i nie ruszała się z miejsca.
- Cruccio ! – upadła na ziemie, a z jej ust wydarł się przeraźliwy krzyk, który rozniósł się zapewnie po całej posiadłości.- Znasz mnie, Hermiono. Dobrze wiesz, że nie ma we mnie ani krzty litości, nawet dla RODZINY ! - ostatnie słowa Voldemorta huczały jej w głowie.- Cruccio !- tym razem ból, który przeszył jej ciało był dwa razy większy. Krzyczała w niebogłosy, ale i tak nikt by jej nie pomógł. Była sama.
       Tylko on siedział za drzwiami. Wszyscy wrócili do swoich poprzednich zabaw, ale na szczęście nikt nie zauważył, że największy sługa Czarnego Pana został przy drzwiach i nasłuchuje. Usłyszał kolejny krzyk, a jego serce zaczęło mocniej bić. Nie wiedział co się z nim dzieje. Nigdy tak nie reagował na ból innej osoby oprócz Lilly, a ta głupia Gryfonka tak bardzo mu ja przypominała. W swojej mądrości, nie winności, sprycie. I jeszcze do tego wiedział, że ta dziewczyna coś do niego czuję. Jednak musi przetrzymać każdy krzyk, każdy jej stęskniony wzrok kiedy patrzy mu w oczy. Musi być nie wzruszony. Ten rytuał będzie dla niego samą korzyścią. Nie mógł powiedzieć ten starem głupcu wszystkich szczegółów, bo zabroniłby mu tego, a tak pozwolił mu ją porwać i wszystko teraz będzie jak dawniej.
- Teraz lepiej.- powiedział Czarny Pan kiedy Hermiona po serii zaklęcia Crucciatus usiadła posłusznie z nim przy stole. – Musisz teraz wytężyć swój słuch, bo to co teraz ci powiem może ci się wydawać nie dorzeczne, ale na początku zapewniam cię, że wszystko jest najczystszą prawdą.- Hermiona trochę się uspokoiła, dlatego że miała już dosyć zaklęć zadawanych przez Voldemorta. Czuła, że wszystko ją boli, a fotel na którym siedziała wydawał się najlepszym rozwiązaniem na odpoczynek.- Wiesz co, lepiej będzie jak ci to pokaże.- Voldemort dotknął swoją różdżką skroni i wydobył siwy stróżek jakby włosów. Przysunął się bliżej Hermiony, ale ta nie miała już siły protestować kiedy ten dotknął ową różdżką jej skroni. Poczuła piekący ból w czaszce, a potem pojawił się obraz.
Znajdowała się w pokoju, który oświetlały tylko świece. Zobaczyła na łóżku siedzącego mężczyznę plecami do niej, a później krzyk kobiety.
- Przyj, Przyj.- powiedział łysy mężczyzna siedząc na łóżku. Hermiona przeszła na drugi koniec pokoju i dostrzegła spoconą kobietę, która kurczowo trzymała się pościeli. Miała brązowe kręcone włosy i duże niebieskie oczy. Hermiona dostrzegła w niej coś znajomego, a jej pełne usta łudząco przypominały jej. Po chwili usłyszała płacz dziecka, a kobieta siedząca na łóżku uśmiechnęła się szeroko. Łysy mężczyzna odciął pępowinę i owinął dziecko w białą tkaninę.
- Chłoszczyść.- wyszeptał facet, a dziecko natychmiastowo było czyste od krwi i zostało oddane matce. Kiedy Hermiona przyjrzała się dziecku dostrzegła duże brązowe oczy i przeraziła się na samą myśl o tym, że to ona. Przecież jej rodzice są mugolami, a tutaj jak na razie wszystko wskazuje na to, ze jest to rodzina czarodziejów.
- Zawołać pani brata, panienko? – kobieta kiwnęła głową, a starszy mężczyzna wyszedł w pośpiechu za drzwi. Wrócił w towarzystwie Toma Riddla, a Hermiona o mało co nie przewróciła się kiedy ujrzała go w drzwiach.
- Jak ją nazwiesz, siostrzyczko? – spytał łagodnym, w ogóle do siebie nie podobnym głosem.
- Niech nosi imię po mnie, Hermiona.- wyszeptała kobieta, a Hermiona czuła w żołądku dziwne uczucie, którego nie mogła opisać.
- Hermiona…- szepnął Tom, a Gryfonka poczuła ciarki na plecach. Wtedy Tom spojrzał w kierunku drzwi jakby coś nasłuchiwał. Pocałował matke młodej Hermiony w czoło i schował się w cieniu pokoju.
- Tom? Co ty ro..- ale nie dane było jej dokończyć, bo do pokoju wparowało dwóch czarodziejów.
- Avada Kedavra! - krzyknął jeden w kierunku kobiety, a ta opadła na łóżko. Zabrali dziecko i oboje teleportowali się. Hermiona poczuła zawrót głowy i opadła na ziemie.
_____________________________________________________________________________
POSZUKUJE BETY !
 

6 komentarzy:

  1. Rozdział super i cieszę się że wróciłaś :) Bałam się że porzucisz bloga!
    Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam przez chwile taka mysl, ale jednak zostałam :)

      Usuń
  2. Ooo nie mogłam się doczekać i zastanawiałam się gdzie Snape zabierze Hermionę! Niezły rozdział :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Noo i to mi się podoba..
    Ale że.... Hermiona jest spokrewniona z Riddl'em ? No way... Ty chyba żartujesz...
    Bety powiadasz? Ja się piszę

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka dopiero znalazłam tego bloga a już mi się podoba. Troszku błędów stylistycznych ale przecie od tego się nie umiera xd. Fajnie się zaczyna (jak dla mnie) well muszę całość ogarnąć by coś zrozumieć ale wujek Volduś już mi się podoba :D. Pozdrawiam i czekam na cdn

    OdpowiedzUsuń